Papież Paweł VI uczył, że nie człowiek istnieje dla liturgii, lecz liturgia dla człowieka. Warto więc, by człowiek ją rozumiał, do czego w sposób szczególny zachęca obecny rok duszpasterski, w którym mamy się pochylić nad naszymi parafialnymi celebracjami liturgicznymi.
W wydanej w 2005 roku niewielkiej książeczce „O Mszy św. najprościej” jej autor, ks. prof. Jerzy Stefański, ceniony liturgista i wykładowca gnieźnieńskiego seminarium duchownego, zaangażowany w przygotowanie i przebieg wszystkich pielgrzymek papieża Jana Pawła II do Polski, pisze tak: „To nie Bóg potrzebuje liturgii, lecz człowiek. To ja mam osiągnąć zbawienie, czerpiąc z nadprzyrodzonych darów łaski, jakie niesie w sobie liturgia w swoich rozlicznych celebracjach. Owo «czerpanie» oznacza uczestniczenie w liturgii (…) Każdy z nas ma rozpoznać, zwłaszcza w celebracji eucharystycznej, swoją «część», ma do celebracji wnieść lub zabrać z niej ze sobą swoją «część». Takie rozumowanie dotyczące Mszy św. w niczym nie narusza jej istoty. Ona dokonuje się dla nas”. Korzystając z powyższej publikacji Księdza Profesora, w myśl zachęty nowego programu duszpasterskiego, chciejmy wspólnie pogłębić nasze rozumienie Mszy św., o której św. św. Teresa z Lisieux (1873-1897) powiedziała: „Gdyby ludzie znali wartość Eucharystii, służby porządkowe musiałyby kierować ruchem u wejścia do kościołów”.
Dlaczego w niedzielę?
Msza św. jest uobecnieniem męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Jest uobecnieniem Jego gestów, które miały miejsce po wieczerzy paschalnej, którą spożył po raz ostatni z uczniami. Żydzi zasiadali do tego uroczystego, świątecznego posiłku na pamiątkę wyprowadzenia Narodu Wybranego z niewoli egipskiej. W czasie Ostatniej Wieczerzy Chrystus utożsamił się z postaciami chleba i wina, które odtąd – jak pisze ks. prof. Stefański – w określonych sytuacjach stawać się będą Jego Ciałem i Jego Krwią, przeznaczonymi do spożywania. „To czyńcie na moją pamiątkę”. To właśnie z realizacji tego swoistego testamentu Jezusa narodziła się Msza święta. Oczywiście przez wieki słowa i gesty Zbawiciela zostały obudowane przez Kościół uporządkowanym i logicznym zespołem obrzędów, mającym wyeksponować Osobę Jezusa Chrystusa oraz Jego rzeczywistą obecność w Eucharystii. Niemniej od dwóch tysięcy lat Msza św. jest tym samym wydarzeniem wieczernikowym. Czy zatem ta niedzielna różni się czymś od poniedziałkowej? Niczym – odpowiada ks. Stefański. – Może jedynie tym, że w niedzielę recytujemy w niej zawsze Credo, czyli wyznanie wiary, oraz tym, że jest bardziej uroczyście sprawowana. Dlaczego więc właśnie niedzielna Msza św. jest tak ważna? Dlaczego, pomimo trzeciego przykazania w Dekalogu, aby „dzień święty święcić” Kościół, formułując w XVI w. przykazania kościelne, w jednym z nich polecił, aby w niedziele i święta nakazane uczestniczyć w Mszy św. i powstrzymać się od prac niekoniecznych. Aby zrozumieć wyjątkowy charakter niedzieli, musimy odwołać się do tygodniowej rachuby czasu epoki Chrystusa Pana – tłumaczy ks. Stefański. – Zgodnie ze starotestamentalną tradycją, opisaną w Księdze Rodzaju szabat (sobota), czyli siódmy dzień tygodnia, był dla Żydów dniem świętym i miał wyjątkowe, religijne i nienaruszalne znaczenie. Dlaczego jednak pierwsi judeochrześcijanie odważyli się porzucić ponadtysiącletnią tradycję świętowania szabatu? Dla Żydów była to przecież wręcz rewolucja kulturowa! Jakże zatem przekonywająca musiała być dla wierzących w Chrystusa przyczyna i motywacja wprowadzenia nowego świątecznego dnia w tygodniu, i to właśnie „pierwszego dnia po szabacie”. Biblia daje nam tu pełną odpowiedź. Przyczyną świętowania pierwszego dnia po szabacie był fakt zmartwychwstania Chrystusa w tym właśnie dniu. Dlatego Biblia określa ten dzień jako Dzień Pański. Taką nazwę dla niedzieli przyjęły zresztą w Europie kraje języków romańskich. Najlepiej oddaje to język rosyjski nazywając niedzielę woskresjenie – zmartwychwstanie. Dlatego Kościół od samego początku połączył dwie podstawowe prawdy wiary w jednej strukturze obrzędowej: Eucharystię i zmartwychwstanie. Wyznajemy je i obchodzimy poprzez celebrę Mszy św. w każdą niedzielę – czyli w dzień pamiątki oraz zmartwychwstania Jezusa Chrystusa.
Pan Bóg jest wszędzie
Z całą pewnością. Dlaczego więc idziemy do kościoła, a nie na łąkę czy do lasu? Bo jest to – odpowiada ks. Stefański – uprzywilejowane miejsce spotkania z Bogiem. Jezus też nawiedzał świątynię i przemawiał w synagogach. Świątynia Jerozolimska uważana jest zresztą za pierwowzór świątyni chrześcijańskiej. Budynek kościoła jest symbolem Kościoła-wspólnoty. „Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży w was mieszka?” – pyta w I Liście do Koryntian Paweł Apostoł. W tej widzialnej świątyni, w której się gromadzimy, rozpoznajemy się jako Kościół pielgrzymujący, który w swojej wędrówce ku wieczności otrzymuje eucharystyczny pokarm, aby w tej drodze nie ustać i by z niej nie zboczyć. Znak krzyża, który robimy wodą święconą wchodząc do kościoła (w pandemii bez wody święconej), jest niejako naszym powrotem do chrztu świętego. Mamy sobie przypomnieć, że łaska tego sakramentu nie była czymś jednorazowym, ale wciąż jest w nas obecna. Sercem kościoła jest ołtarz. Jest on znakiem samego Chrystusa. Miejscem, gdzie uobecniają się zbawcze tajemnice. Cały wystrój świątyni jest temu miejscu podporządkowany. Otacza się je wielkim szacunkiem, czego wyrazem jest choćby ucałowanie przez kapłana, czy nasze przyklęknięcie. To pod ołtarzem składano w dawnych wiekach relikwie świętych. Ołtarz – pisze ks. Stefański – musi być zawsze wykonany ze szlachetnego materiału, z (zazwyczaj) kamienną mensą, przy zachowaniu wskazań prawa liturgicznego oraz kryteriów piękna artystycznego. Ołtarz, jak stół rodzinny, gromadzi razem nas wszystkich. Do stołu pańskiego zasiadają różni ludzie, tak bardzo różni, że niejednokrotnie aż poróżnieni ze sobą. A Chrystus jest tylko jeden! Ten sam dla wszystkich. Rolą ołtarza-stołu jest więc budzenie pokoju, zgody, harmonii, dawanie radości spotkania, karmienie chlebem życia wiecznego. Ołtarz rozsyła nas też, duchowo nakarmionych i zjednoczonych, do naszych życiowych zadań, na dni zwyczajnego tygodnia pracy, trosk, radości, nadziei.
Milczenie to nie przerwa
Wróćmy zatem do początkowego zagadnienia, czyli co to znaczy, że uczestniczę w Mszy świętej. Ks. prof. Jerzy Stefański pisze: „Człowiek rozumny, prawdziwie wierzący, który dobrowolnie przyszedł na zgromadzenie liturgiczne, wie, choćby intuicyjnie, że zbawienie dokonało się wprawdzie bez nas, bo łaska zawsze rodzi się bez nas, ale zamiera, jeśli zabraknie naszego udziału”. Bierna, milcząca postawa na Mszy św. zatem nie przystoi. Aby dobrze, właściwie, czynnie, świadomie i w pełni uczestniczyć w celebracji eucharystycznej, należy spełniać kilka warunków. Pierwszy – trzeba rozumieć liturgię, czyli uznać, że najważniejszym celebransem jest sam Jezus Chrystus, a nie kapłan. To Jego słów słuchamy, przed Nim klękamy, to Jego testament z Wieczernika realizujemy. Drugi warunek – musimy umieć współdziałać, słowem i czynem odpowiadając na wezwania celebransa, razem z innymi recytując wyznanie wiary, czy hymn „Chwała na wysokości Bogu”. Bardziej zaangażowanym współdziałaniem jest przystępowanie do Stołu Pańskiego. Trzeci warunek –uwaga – musimy umieć milczeć. Milczenie w liturgii nie jest zwykłą przerwą. Jest dynamiczne. Milczenia przed aktem pokutnym to okazja, by przyznać się do swojej grzeszności. W milczeniu po homilii możemy zatrzymać dla siebie jakąś myśl, przesłanie, po swojemu „dokończyć” kazanie. Milczymy też po przyjęciu Komunii świętej. I jest to milczenie szczególne, bo dziękczynne. Warunkiem czwartym jest śpiew, z którym mamy zdecydowanie większy problem niż nasi pradziadkowie. A przecież śpiew w czasie Mszy św. to też modlitwa tyle, że w innej formie. Jak pisze ks. Stefański, śpiew i muzyka są wytworem sztuki, są językiem uczuć i odczuć, naturalnym sposobem budzenia bliskości i wspólnoty między nami. W śpiewie religijnym jednak potwierdzamy naszą wiarę. Śpiewając wyznaję, że wierzę, wyznaję, w co wierzę, komu wierzę i jak wierzę.
Stoimy, klęczymy
Siedzenie, stanie, klęczenie w czasie Mszy św. jest aktywnym uczestnictwem w liturgii – pisze autor publikacji. – Istnieje bowiem coś takiego jak modlitwa ciała. Wszelka zewnętrzna postawa w modlitwie jest zawsze wyrazem naszego wewnętrznego przekonania, wyznania, przeżywania czy usposobienia. Człowiek, gdy chce przekazać treści i wartości duchowe, jak np. pamięć, miłość, szacunek, musi to uzewnętrznić. Taka jest jego natura. Zatem jeśli każda liturgia jest dialogiem między Bogiem a człowiekiem, to również nasza postawa coś znaczy i o czymś świadczy. Przepisy liturgiczne zachęcają, aby w czasie Mszy św. wszyscy jej uczestnicy zachowali jednolitą postawę. To znak naszej jedności i wspólnoty. Warto dodać, że w czasie Eucharystii dominuje postawa stojąca. W naszej europejskiej kulturze oznaczała ona zawsze szacunek, opanowanie i gotowość do wykonania określonych zadań. To postawa zdyscyplinowania, czujności i uwagi. Wstajemy z szacunkiem, aby wysłuchać słów Ewangelii, bo teraz mówi do nas sam Chrystus, bezpośrednio lub pośrednio, poprzez swoje wydarzenia zbawcze. Postawa siedząca natomiast – jak podkreśla ks. Stefański – nie oznacza w żadnym razie odpoczynku. Liturgia bowiem w całym swoim przebiegu jest aktywna i domaga się współpracy wszystkich obecnych. Siedząc możemy z większą uwagą wsłuchać się w proklamowane, a później komentowane słowo Boże. W skupieniu możemy skoncentrować się tylko na Tym, który do nas przemawia. Warto w tym miejscu przywołać ewangeliczne sceny opisujące rzesze ludzi siedzących wokół Chrystusa i słuchających Jego nauk. Najbardziej czytelna jest jednak w czasie Eucharystii postawa klęcząca, która wyraża uwielbienie Boga i uznanie własnej grzeszności. Jak pisze ks. Stefański, stworzenie przed swoim Stwórcą „skraca się” pokornie o połowę, daje wyraz swojej małości wobec wielkości Boga. W liturgii Mszy św. klęczymy podczas konsekracji, a drugi raz po odśpiewaniu „Baranku Boży”, przed ukazaniem przez celebransa Ciała Pańskiego z towarzyszącą temu formułą słowną: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”. Warto na koniec przypomnieć, że osoby w podeszłym wieku, słabe i chore są zwolnione ze stania i klęczenie i mogą siedzieć w czasie całej liturgii mszalnej.
Kierunek nadziei
Jeśli nasza postawa tak wiele znaczy to jakże głębokie znaczenie mają gesty celebransa. Jak pisze ks. Stefański, ręka kapłana w celebracji eucharystycznej „przemawia” i „dialoguje” z uczestnikami liturgii. Czyni to często i na różne sposoby. Ma ona wiele do przekazania i jest nośnikiem wielorakiej treści duchowej. Ręka celebransa błogosławi, rozgrzesza, karmi Ciałem Chrystusa, wiąże stułą ręce małżonków, sypie ziemię na wieko trumny. Najczęściej jednak widzimy celebransa czyniącego znak krzyża. Dzieje się tak w czasie Mszy św. czterokrotnie i za każdym razem w inny sposób. Ksiądz czyni znak krzyża na początku liturgii, dotyka przy tym swego czoła, serca i ramion, wskazując, że w obecności Boga cały człowiek stoi w służebnej gotowości. Seria czterech znaków krzyża towarzyszy odczytaniu Ewangelii. Pierwszy z nich kreśli celebrans na księdze lekcjonarza, a następne trzy na sobie (a my za nim), ukazując, że słowo Boże przyjmujemy z podniesionym czołem, świadczymy ustami i przechowujemy w sercu. Kolejny moment kreślenia znaku krzyża dotyczy darów ofiarnych chleba i wina. Towarzysząca temu modlitwa do Ducha Świętego jest prośbą o uświęcenie tych darów, aby stały się Ciałem i Krwią Chrystusa. Kolejny raz kapłan wykonuje znak krzyża rozsyłając zgromadzonych na końcu Mszy św. To błogosławieństwo nie tyle kończy Eucharystię, ile przenosi jej trwanie poza próg budynku kościelnego. Z kolei ręce kapłana wyciągnięte nad darami ofiarnymi towarzyszą prośbie kierowanej do Ducha Świętego o ich uświęcenie. Ten sam gest może wystąpić także pod koniec liturgii w czasie dodatkowych wezwań o błogosławieństwo dla obecnych na Eucharystii. Innym gestem są dłonie złożone do modlitwy np. w czasie Wyznania wiary. Mało kto wie, że gest ten ma swoje źródło w epoce feudalnej, kiedy podwładny wkładał złożone dłonie w dłonie władcy, okazując mu w ten sposób cześć i posłuszeństwo. Gest ten – jak wyjaśnia ks. Stefański – ma czytelną symbolikę i znaczenie także dzisiaj. Stoimy w obecności Bożej i w Jego dłonie składamy nasze życie. Złożone dłonie to także kierunek naszej nadziei. I jeszcze jeden gest celebransa – ręce rozłożone przy słowach „Pan z wami”. Kapłan zachęca wówczas wszystkich obecnych – nie bójcie się, nie jesteśmy sami, Pan jest tutaj z nami! Ten gest towarzyszy wszystkim modlitwom kierowanym do Chrystusa obecnego w liturgii Mszy św. natomiast ręce celebransa unoszące w czasie podniesienia święte postaci Chleba i Wina tworzą jakby tron, aby te konsekrowane postaci mogły być ujrzane, uwielbione i uczczone przez obecnych. Inny gest księdza i wiernych ma miejsce przy recytacji „spowiedzi powszechnej”. Uderzenie się w piersi – bo o ten znak chodzi – wyraża przede wszystkim pokorę. Już św. Augustyn pouczał, że korzeń dobra i zła znajduje się nie tyle w głowie, co w sercu. To serce zatem trzeba uderzeniem skruszyć. Podobny gest czynimy przy wezwaniu „Baranku Boży”. Każdorazowe uderzenie się w pierś jest zawsze uznaniem przed Bogiem, że oto staje przed Nim grzeszny, słaby człowiek.
Kolor ma znaczenie
Swoją symbolikę i znaczenie mają także szaty liturgiczne kapłana. Warto wspomnieć, że odnajdujemy w nich echo codziennego ubioru starożytnych Rzymian. W liturgii kapłańskie szaty spełniają funkcję obrzędową, świąteczną i informującą. Najbardziej widoczny jest ornat, a także alba i stuła. Alba należy do najstarszych okryć celebransa. Jest to biała (albus znaczy biały) tunika z długimi rękawami, noszona dawniej jako codzienne, świeckie odzienie. Wyszła całkowicie z użycia w VI w., Kościół zachował ją jednak w liturgii. Swym białym kolorem alba symbolizuje wolność od grzechu i potrzebę stawania przed Bogiem w czystości serca. Ornat z kolei to dawna opończa starożytnych Rzymian – rodzaj szerokiego płaszcza z otworem na głowę, niekiedy wcięty po bokach. Z czasem stał się strojem eleganckim; jego noszenie było przywilejem senatorów rzymskich. Po uzyskaniu przez Kościół w IV w. wolności, opończy tej używało już prawie wyłącznie duchowieństwo w czasie liturgii mszalnej. Oznaczała ona dostojeństwo, powagę, szacunek, gdyż jej pierwotny kształt pozwalał jedynie na powolne, szerokie, uroczyste i majestatyczne gesty. I jeszcze towarzysząca ornatowi stuła – symbol powołania i posługi kapłańskiej. Zwykle w tym samym co ornat kolorze, który ma swoją niebagatelną, tradycyjną, biblijną i kulturową wymowę. Koloru białego używa się w dni liturgiczne o charakterze radosnym, świątecznym. Biały to kolor światła, chwały nowego życia i niewinności. Używa się go w liturgii Bożego Narodzenia i okresie wielkanocnym (z wyjątkiem dni nawiązujących do Męki Pańskiej), a także w dni maryjne oraz ku czci świętych, którzy nie są męczennikami. Ornaty w kolorze czerwonym, symbolizującym ogień, krew, która daje życie, mękę i miłość używa się w liturgii czci Męki Pańskiej, świętych męczenników oraz w niedzielę Zesłania Ducha Świętego. Kolor fioletowy – jak wiadomo – wyraża pokutę, umartwienie, żałobę, a także pokorę i godność. Stosowany jest w okresie Adwentu, Wielkiego Postu, w liturgii mszalnej za zmarłych i w dni pokutne. Kolor zielony natomiast widoczny jest w dni zwykłe roku liturgicznego. Symbolizuje nadzieję, wzrost duchowy oraz wiarę w ostateczne przeznaczenie człowieka. Koloru czarnego można używać zamiast fioletowego w czasie liturgii za zmarłych. Funkcję uniwersalnego i uroczystego koloru pełni barwa złota. Kolor ten może zastępować wszystkie omawiane powyżej. Szaty i kolory liturgiczne – jak dodaje ks. Stefański – mają zawsze przybliżyć i plastycznie ukazać godność, piękno i wyjątkowość celebracji eucharystycznej.
cdn…
prof. Jerzy Stefański
Bernadeta Kruszyk „Przewodnik Katolicki”
archidiecezja.pl